Dziękuję za poniższy artykuł:
http://www.malopolska24.pl/index.php/20 … ciarskiej/
(...) [Zatrudnieni przez inwestora specjaliści] przygotowują inwentaryzację przyrodniczą terenu, w którym właściciel pragnie zainwestować. To pierwsze takie opracowanie na terenie Beskidu Małego, a unikalne nawet w skali całych Karpat [??? - mój przypis], przygotowane przez biologów różnych specjalizacji. Inwentaryzacja obejmuje teren, na który ewentualne inwestycje mogą potencjalnie oddziaływać. Dodatkowo, specjaliści od architektury krajobrazu proponują sposób rozmieszczenia przyszłej infrastruktury tak, aby jak najmniej była widoczna z zewnątrz i nie szpeciła krajobrazu. Po rocznych pracach, wstępne wyniki inwentaryzacji zostały przedstawione na publicznym spotkaniu w Andrychowie. Niestety, zaprezentowany materiał zamiast stać się podstawą do dalszej merytorycznej dyskusji i sugestii ewentualnych dodatkowych badań, czy opracowań został przez głównego oponenta, przeciwnika inwestycji Pracownię na Rzecz Wszystkich Istot zanegowany i odrzucony, nawet bez dokładnego zapoznania się z całością roboczego, w końcu, materiału."
Po przeczytaniu całego artykułu rysuje mi się przed oczami następujący przebieg wydarzeń:
1. Inwestor zaproponował plan zagospodarowania terenu. Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot: "Nie wolno!"
2. Inwestor zatrudnił specjalistów z biologii i innych dziedzin, wydał grube pieniądze na prace całoroczne. Czyli tyle ile powinna trwać prawidłowo przeprowadzona inwentaryzacja przyrodnicza.
3. Inwestor poszedł na kompromis, rozumiejąc że szturmem sprawy nie wygra. Podszedł do sprawy jak profesjonalista. Odbyła się publiczna debata. Dobrze przygotowany merytorycznie inwestor kontra ekolodzy z wiedzą na tyle znikomą, że krzyczą tylko: "Hańba!" jak Zagłoba.
Inna sprawa, że nie trzeba być zawodowym biologiem żeby przeprowadzić inwentaryzację przyrodniczą, takie mamy prawo (poniekąd słuszne, gdyby było inaczej to np Dariusz Tlałka nie mógłby, z powodów formalnych, inwentaryzacji przygotowywać!). Z drugiej strony wielu wyśmienitych biologów bierze łapówki, to ciemna strona medalu. Niemniej jednak, RDOŚ wydał pozytywną decyzję, a proszę mi uwierzyć że do tego potrzebna była fachowa dokumentacja od strony przyrodniczej.
Pytanie, czy urzędnicy RDOŚ popełnili błąd. Są trzy możliwości:
1. Urzędnicy RDOŚ nie popełnili błędu. Być może to przeciwnicy inwestycji się mylą.
2. Popełnili, a błąd wynikał z braku wystarczającego materiału, bo nikt nie przedstawił im lepszej inwentaryzacji (urzędnicy muszą mieć to na piśmie!). Możliwe że ta przeprowadzona jest bardzo niepełna, wystarczy wziąć specjalistów z Pomorza. Jakby się nie starali, przez rok nie ustalą połowy tego co wiedzą ci, którzy interesują się tematem od dziecka. Każdy biolog o tym wie i każdy przyrodnik powinien zrozumieć, przecież tych wszystkich zagrożonych gatunków nie odkryto na przestrzeni 12 miesięcy, tylko kilkudziesięciu lat.
3. Urzędnicy nie mieli prawa, ale mimo to wydali pozytywną opinię. Jeśli ktoś potrafi to udowodnić, sprawa kwalifikuje się do zawiadomienia prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Nie dziwię się burmistrzowi, nie ma co na niego ostrzyć kosy, wykonuje swoje obowiązki.
A z organizacjami ekologicznymi niestety tak w Polsce jest, że są merytorycznie zacofane i ich udział w publicznych debatach ma wątpliwy sens (ale jednak ktoś udział brać musi). To jest wina systemu, w którym zawodowy biolog nie może znaleźć pracy.
Miałem kontakt z niejedną organizacją ekologiczną, znam to środowisko od środka. I nie uważam, że ludzie którzy tam pracują, są głupi - to są ludzie przedsiębiorczy, inteligentni, życzliwi i do nich nic nie mam. Mam natomiast pretensje do prezesów. Drodzy prezesi! Żałujecie na szkolenia swoich pracowników, wielki błąd! Potem posyłacie tych ludzi (zazwyczaj młodych) do kamery i mikrofonu, a oni biedni nie wiedzą co powiedzieć, a czego już nie, żeby się nie ośmieszyć. Zacznijcie budować naukowe zaplecze, to może mniej drzewek posadzicie z braku czasu, ale w dalszej perspektywie jeszcze mniej sędziwych drzew zostanie później wyciętych w pień, bo przeszły takie pozwolenia jak to. A ludzie przestaną w końcu oskarżać was o ekoterroryzm, chyba że będą mieli rację.
W ślad za Greenpeace, organizacje ekologiczne budują swoją działalność na podsycaniu społecznych fobii, nie ma miejsca na naukową rzetelność (pecunia non olet!). Dobry przykład z tą nieistniejącą od kilkunastu lat ostoją rysia na Pilsku, który przewinął się w tym wątku. Obawiam się, że mój apel nic nie zmieni i tak to już zostanie, jak jest.
Wydaje mi się, że ta sprawa jest już przegrana z punktu widzenia ochrony przyrody. Doceniam wysiłki inwestora, poświęcił czas i pieniądze. Nie dla każdego najważniejsza jest przyroda - ludzie mają różne priorytety, takie prawo demokracji.
Jan Dastych
Ostatnio edytowany przez johnyd (2014-02-25 13:00:35)