Temat: O tym jak z pętelki zrobiło się grzybobranie ... :D
Zebrałam się w całość przed 10-tą i jakiś kwadrans po wyruszyłam w kierunku Gancarza. Nie spieszyło mi się, ponieważ wiedziałam, że nikt na mnie nie czeka. W lesie gorąc nie dawał się tak we znaki, jak na otwartej przestrzeni. Marsz w takim upale – to nic przyjemnego . Stoki Gancarza znane są ze swoich dosyć stromych podejść, ale skoro „strome podejścia kształtują charakter” – to nie ma co narzekać, idziemy !
Po drodze oprócz upału muszę walczyć z kłującymi krzaczorami i „paprociową dżunglą”. Mam teraz piękne pamiątki po zaciętej walce
.
Na szczęście jest też coś przyjemnego i dla oka i dla podniebienia.
Podziwiam cel mojej dzisiejszej wędrówki …
pięknie dojrzewającą, dosyć wcześnie tego roku, jarzębinę
i jagódki ! , w końcu stąd wyruszyłam
.
Niedługo możemy się spodziewać dużej ilości jeżyn. Tego roku są bardzo dorodne.
Tak sobie podziwiając to co pod nogami i nad głową wkraczam na pierwszą polankę i robię po raz enty tą samą (aczkolwiek dla mnie zawsze inną ) panoramkę – tym razem ma to być przecież cała moja dzisiejsza pętelka …
Polany śródleśne przybrały teraz barwy żółto – fioletowe, za sprawą kwitnących żółtych tojeści i fioletowych chabrów łąkowych.
Mijam pierwszą polanę i tuż przy ścieżce pod brzózką znajduję wielkiego koźlarza czerwonego !
No nic, ściągam plecak, pakuję grzybka do worka (zawsze nosze ze sobą materiałowy worek, choć koszyk byłby w takich przypadkach najodpowiedniejszy, ale nie zawsze wygodny ) i myślę sobie … - pewnie farta miałam, ktoś go pewnie przegapił, że tak przy drodze się utrzymał …
Podeszłam jeszcze kilkadziesiąt metrów i … przy samej drodze, w młodym brzeźniaku nazbierałam prawie pół worka czerwonych … .
Miałam dylemat – co robić: zbierać, czy je zostawić i iść dalej ? No jak zostawić takie grzyby … ?
Torba trochę waży, nie mam szans dotrzeć z nią do końca zaplanowanej trasy, bo zapewne z grzybów nie zostałoby nic
. Szansa na znalezienie czegoś jeszcze jest duża
. Wybieram więc opcję drugą – grzybobranie !
Pętelka nie zając – nie ucieknie, nikt na mnie nie czeka
, więc nie mam się gdzie spieszyć
. Gdyby to było przy końcu trasy nie byłoby takiego problemu. Grzyby były piękne, do tego pierwsze moje w tym roku
, więc żal mi było je zostawić.
. Egoistyczne podejście
, ale mówię Wam jak fajnie było widzieć tyle kozaczków naraz.
I tak ta moja pętelka dzisiaj wyglądała . Oprócz tego co na stole, a są wśród kozaków czerwonych również: borowiki, maślaki, podgrzybek, czubajka kania, borowiki ceglastopore, znalazłam jeszcze gołąbki modrożółte.
Trafiły się też (ale już nie w mojej kolekcji) piękne niejadalne
muchomor czerwony
szyszkowiec łuskowaty - grzyb objęty ścisłą ochroną gatunkową z rodziny borowikowatych, ponoć jadalne są tylko młode owocniki ale nie są smaczne i mają watowatą konsystencję.
murszak rdzawy - wywołuje silną zgniliznę brunatną, występuje zwykle u podstawy jeszcze żywych pniaków rozmaitych drzew iglastych, przede wszystkim sosen i modrzewi.
Nie był to wcale stracony dzień ! Pętelka zostaje do zrobienia w innym terminie !
. Może jak upały troszkę ustąpią, będzie przyjemniej wędrować
, a ja muszę sobie obiecać, że nie będę zaglądać pod żadną brzózkę, żeby się podobnie nie skończyło …
PS. W międzyczasie dostaję sms-a od kisiela i mms-a - od bacy
, który pięknie wypielił ruiny schronu na Jawornicy
. Tak, że do końca to sama nie byłam
. Widziałam jeszcze po powrocie do domu pędzącego do Andrychowa ferdynansa – czyżby też był na grzybach ?